Od
pięciu lat piszę o książkach dla dzieci na blogu, przez ten czas przez ręce
moje i moich córek przewinęło się wiele tytułów, ale nie każdy doczekał się
wzmianki o sobie. Działo się tak z wielu powodów: czasem czytana książka nie
pasowała do formuły: Lektur Honoratki
czy Krótko i na temat, czasem (często!)
brakowało mi motywacji żeby pisać, czasem blog zasypiał a przeczytane książki
lądowały na półce - dlatego powstało: Aktualnie
czytamy. W tej szufladce zamieszczać będę zdjęcia i krótkie przemyślenia: opinie,
uwagi, kilkuzdaniowe recenzje na temat dopiero co przeczytanych książek.
Aktualnie czytamy po raz pierwszy: Teleportując
się do maja.
Uwielbiam
myszkować w biblioteczce mojej teściowej, zresztą po dziewięciu latach w
rodzinie robię to już zupełnie jawnie. Po proszonym obiedzie, a jeszcze przed
kawą wstaję i wszyscy wiedzą gdzie znikam. Rodzice Radka mają biblioteczkę
która już dawno wymknęła się spod kontroli: rozlała na wszystkie pokoje,
wystąpiła z półek na: biurka, parapety i oparcia sof - czasem mam wrażenie że
dom w Bielsku podtapiają książki. Odwiedziliśmy rodziców w weekend majowy i
właśnie wtedy natknęłam się na białego kruka!
Lubię
książki od wydawnictwa Nasza Księgarnia, mam do nich sentyment, który mieszka
we mnie od dzieciństwa. Zazwyczaj kiedy się tego nie spodziewam, wraca do mnie „Kolczatek”
lub jakaś inna historia z pastelowo ilustrowaną twarzą i niezmiennym logo NK.
Seria „Poczytaj mi mamo” była dla mnie
olśnieniem, przeniosła mnie w na czerwony narożnik do gościnnego pokoju gdzie
czytałam swoje ulubione książeczki. Tym większy był mój zachwyt kiedy u
teściowej natknęłam się na: „O krasnoludkach i sierotce Marysi” Marii
Konopnickiej wydaną w 1972 przez NK.
Jako
uczeń miałam z tą lekturą problem, nie skończyłam jej czytać ( właściwie porzuciłam ją już po kilku pierwszych stronach). Pamiętam jak
karkołomnym wyzwaniem był dla mnie archaiczny język i poszatkowana, nielinearna
fabuła. Postanowiłam, że czas podejść sierotkę Marysię po raz drugi. „O
krasnoludkach i sierotce Marysi” czytałyśmy z Amelką długo, prawie do połowy
czerwca. Od razu się przyznaję: byłam głośno czytającym filtrem, który
uwspółcześniał Młodej odbiór lektury i byłam z tego powodu z siebie dumna - tym
bardziej że Amelka powiedziała mi że wie co robię i że bez tej pomocy trudno
byłoby jej samodzielnie „Sierotkę” przeczytać. Nie chciałam jednak, nawet w dobrej
wierze, fałszować jej klasycznego obrazu tego „zabytku dziecięcej literatury”
więc wszystkie wiersze i piosenki czytałam w oryginale. Nie zawsze też udawało
mi się na bieżąco znaleźć równie fortunny i aktualny synonim dla wszystkich
zapomnianych słów, mimo moich ingerencji uważam że w czytaniu pozostała
sierotka Marysia.
Poza
językiem i zawiłościami narracji jest „ O krasnoludkach i sierotce Marysi” tym
wszystkim co nadal uznajemy za idealną opowieść (baśń) dla dzieci na dobranoc:
pełnokrwiści dobrzy bohaterowie z którymi dziecko szybko się identyfikuje,
historia tytułowej bohaterki która jest tak bardzo smutna że musi się dobrze
skończyć oraz także z tytułu: fantastyczny lud Krasnoludków. Tak, Krasnoludki
są u Konopnickiej najlepsze, cała galeria typów od: majestatycznego króla
Błystka który z oddalenia błyszczy jak szlachetny kamień, przez roztargnionego
kronikarza Koszałka Opałka, który jest
tak zajęty swoją księgą że przegapi nawet nadchodzącą wiosnę aż do jowialnego
Podziomka, który podszywał się pod małego Jaśka a zdemaskowany został przez
babę przepędzony z chaty. Śmiałyśmy się z tej sceny do łez - dobry humor
sytuacyjny nigdy się nie starzeje!
Wiele
satysfakcji przyniosła mi spóźniona ( bagatela dwadzieścia dwa lata po czasie)
lektura: „O krasnoludkach i sierotce Marysi”. Po pierwsze podobała się i mnie i
Młodej, kilka razy Amelka wybuchała płaczem, wiele razy wybuchała śmiechem,
często się dziwiła, złościła i dopytywała kiedy wielowątkowa historia sprawiała jej trudności - nie można wiec powiedzieć że baśń Marii Konopnickiej była jej
obojętna. Naturalnie nie jest to lektura łatwa i wymaga od czytelnika
wytrwałości i zaangażowania – ale poniesiony trud się opłaca.
Czytając
„O krasnoludkach i sierotce Marysi” rozwiązałam zagadkę mojej ukochanej kasety
magnetofonowej z bajkami. Dostałam tą kasetę jako kilkuletnia dziewczynka
i mam ją do dzisiaj. Na okładce jest
imię i nazwisko autorki: Maria Konopnicka i dwa tytuły: „Na jagody” i „Skąd się
wzięły Krasnoludki”, myślałam że to dwie
osobne bajki, a okazało się że to jedna baśń poetycka i jeden rozdział z baśni:
„O krasnoludkach i sierotce Marysi”. Obszerny fragment ze szkolnej i
nieukończonej lektury towarzyszył mi przez wiele lat: kiedy nie mogłam zasnąć –
słuchałam go, kiedy miałam problem – słuchałam go, dobrze pamiętam że słuchałam
go żeby się wyciszyć przed pisemną maturą z historii – pomógł. Po raz kolejny
okazało się że nieprzeczytane książki idą za mną wytrwalej niż te przeczytane,
jak się za siebie oglądam widzę sporo takich książek – wystarczyłoby na nowego
bloga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz